

Medytuję od kilku lat. Zaczęłam ze względu na wyzwanie zdrowotne, które mnie dopadło. A właściwie, które sama sobie wyhodowałam przez moje niewłaściwe myśli, emocje i styl życia.
I kiedy lekarze rozłożyli ręce, mówiąc, że nie umieją mi pomóc, choć próbowali różnych rozwiązań, trafiłam na dr Joe Dispenzę. To on mnie uratował, to on powiedział, że ze da się z tego wyjść, chociaż lekarze nie wiedzieli, jak to zrobić. To on powiedział: nie myśl, że jesteś taka wyjątkowa, że na Ciebie to nie zadziała. Jego formuła działa na wszystkich. I tak zaczęła się moja podróż do uzdrowienia umysłu i ciała.
Dziś kilka lat później mam kosmiczne doświadczenia medytacyjne na koncie. Jest ich już tyle, że mogę potwierdzić tylko, że to, co mówi Joe i osoby, które z nim medytują, jest prawdą.
Świat, który widzimy, nie jest taki jak nam się wydaje. Jest zdecydowanie bardziej bogaty, złożony, różnorodny. Ma wymiary, które dostrzegają na razie tylko nieliczni, choć jest ich coraz więcej. Nie sądziłam, że dojdę do tego punktu w widzeniu doświadczaniu świata. Trochę też dzisiaj o tym opowiem.
Wyróżniam 4 poziomy medytowania. To moja skala, sama sobie to wymyśliłam na potrzeby kursów z programowania umysłu i medytowania, które prowadzę. Obserwuję efekty pracy medytacyjnej moich studentów, klientów i wychodzi na to, że na razie widzę 4 poziomy, przez które przechodzą. I mówiąc, jak je widzę, opisując je, bazuję na moich doświadczeniach i obserwacjach poczynań uczestników moich kursów.
POZIOM 1. MEDYTACJA JAKO RELAKS
Tu mamy grupę ludzi, którzy już się zatrzymują od czasu do czasu obserwują, że mają gonitwę myśli w umyśle, że jakoś tak ciągle w życiu pędzą, że myślą za dużo. Że potrzebują wycieszenia, zatrzymania się. To osoby, którym medytowanie kojarzy się z nie myśleniem i wejściem w stan relaksu. I bardzo dobrze ich rozumiem, też tak kiedyś myślałam. Byłam przekonania w swojej ignorancji, że medytowanie to relaksowanie się przy świeczkach albo kadzidłach.
To osoby, które po pracy wybiorą się z przyjaciółką np. na koncert gongów, by przy cudownej muzyce poleżeć przez godzinę, by się zrelaksować. Wtedy też jesteśmy w stanie medytacyjnym, płytkim pewnie, ale jesteśmy.
Albo wybiorą się raz kiedyś na prowadzoną medytację w grupie, poleżą pod kocykiem, i przez tę godzinę jest im dobrze. Może nawet uda im się w tym czasie nie myśleć za dużo. I ten fajny stan zazwyczaj utrzymuje się do czasu pierwszej konfrontacji z życiem, które na chwilę się zostawiło.
Powrót do domu i kolejna ostrzejsza wymiana zdań z partnerem albo kolejna reakcja na dzieci, albo nawet jeszcze nie weszli do domu i już w drodze z medytacji do domu trąbią i krzyczą na innego kierowcę, bo zajechał im drogę lub jadąc tramwajem włączają gonitwę myśli, co mają jeszcze dziś do wykonania i o czym nie mogą zapomnieć jutro. Więc ten stan relaksacyjny, w który weszli, szybko się kończy. Kończy się szybko, bo był płytki i tymczasowy. To nie przynosi trwałych zmian.
Czyli to medytowanie przy kadzidłach czy świeczkach, to taki relaks. Osoby z tego korzystające chcą na chwilę wyłączyć. Odłączyć od pracy, domu, dzieci, wyzwań, ale potem szybko wracają do swojego świata i wyzwania nadal tam są. Tam się nic nie zmieniło, bo oni się nie zmienili. Zewnętrzne lustro dalej pokazuje ten sam świat wewnętrzny w nas.
Takie medytowanie relaksacyjne to dla mnie malowanie trawy na zielono, powiedźmy sobie szczerze. Ładnie wygląda, ale pod spodem dalej siedzą syfy mentalne, czyli te niefajne programy, w oparciu o które działamy każdego dnia. Te niefajne zablokowane w ciele emocje też zostają. Tu zmiany nie ma. Nie było żadnej pracy na głębszym poziomie.
Ale to wynika z tego, że osoby na tym poziomie po prostu nie widzą, jak działa podświadomość i jak się świadomie do niej dostać, jak medytowanie może im pomóc w tym. Bo raczej podczas takiej raz kiedyś wyprawy na medytację grupową pod kocykiem, wielkich zmian w naszym zachowaniu nie wprowadzimy.
Dla mnie te jednorazowe wyjścia, pomagają na chwilę oderwać się od smutnych myśli, wyzwań w pracy, niefajnych mechanizmów zachowań, czy niefajnych wzorów myślowych. I to jest ok, jeśli Ci wystarcza.
Nie mówię, że to jest złe. Od czegoś trzeba zacząć. Ale wiele osób nie wie nawet, że jest coś więcej, że są kolejne poziomy i że medytowanie to świetna metoda do zrobienia porządków w podświadomości, by potem w łatwiejszy sposób zainstalować się na właściwej wibracji, na której nam zależy. I tego uczy mój ulubiony dr Joe Dispenza.
Więc jeśli Ci takie grupowe leżenie pod kocykiem i słuchanie przyjemnej muzyki pomaga, to super. Ale musisz wiedzieć, że to jest ukojenie na chwilę. Nie oczekuj po tym głębokich transformacji.
A jeśli interesują Cię trwałe zmiany, to idziemy dalej.
POZIOM 2. GŁĘBSZE WSŁUCHIWANIE SIĘ W SIEBIE
I dochodzimy do poziomu 2. To jest poziom, kiedy już znamy trochę teorii, słyszeliśmy już, że to medytowanie to coś więcej niż relaks. Jakieś dziwne rzeczy ludzie opowiadają. Może nawet posłuchaliśmy tego Dispenzy, choć niewiele jeszcze kumamy z tego, co mówi o jakiś falach mózgowych, neuronach i polu kwantowym. Ja tak miałam. Pierwsze wideo, jakie obejrzałam z nim na You Tubie było o falach mózgowych. Nic nie kumałam, ale ciągnęło mnie, by słuchać dalej. I sama się zastanawiał, po jaką cholirkę ja tego słucham. Dziś wiem, dlaczego mnie do tego ciągnęło. To ta energia mnie tam pchała.
I mnie w ten medytacyjny świat wprowadził dr Joe Dispenza, który ma niesamowitą historię życia i kosmiczne efekty pracy w polu kwantowym. Z nimi innym nie medytuję. Kiedyś opowiem Wam, dlaczego. Potem tego świata uczyła mnie już sama energia i przyjaciele stamtąd. I tym dziele się na moich szkoleniach.
Ale wróćmy do drugiego poziomu. Na drugim poziomie w medytacji uczymy się usłyszeć siebie w środku. Odcinamy się od świata zewnętrznego, wyłączamy zmysły zewnętrzne i skupiamy się na tym, co mówi do nas serce, do którego miejsca w ciele nas kieruje, bo coś tam wymaga naszej uwagi.
To dla mnie poziom, gdzie zaczynamy uczyć się czucia, odblokowywać serce. Wiele osób ma z tym problem. Non stop to słyszę. I dziś już rozumiem, dlaczego ja także miałam zablokowane serce, którego nie słyszałam w medytacji. Nie słyszałam bicia mojego serca! Tak było zablokowane. Ale przez to, że wyszłam z tego, wiem, jak Wam pomóc. Kiedy dajemy tym niefajnym emocjom w nas wybrzmieć, może nawet przychodzi już do nas zrozumienie, skąd się wzięły, kiedy zablokowały się. Pewnie na tym poziomie też zdarza się, że połączymy się nieświadomie z tą energią, wykrzyczymy lub wypłaczemy co nieco w trakcie takiej medytacji.
To głębsze wsłuchiwanie się w siebie to próba poznania siebie, prawdy o sobie. Obserwacji własnych myśli, jakie są, które się powtarzają.
Tu też już mogą zacząć się pojawiać pierwsze mocniejsze próby kontaktu tej energii z nami. Bo ona się kontaktuje z nami non stop, bo jesteśmy w niej osadzeni, jesteśmy nią, ale nas nigdy nie uczono jej języka. Więc gdy ktoś zaczyna medytować, to dobrze byłoby, aby wiedział, że takie próby kontaktu wcześniej czy później się pojawią.
Co mam na myśli? To może być nagłe uczucie ciepła w ciele, w jakimś narządzie, ucisk na miejsce na czole między oczami, na trzecie oko, kończyny, które nagle same z siebie ponoszą się gwałtownie. To wszystko to bardzo dobrze znaki. To, co było zastane w ciele zostało poruszone i energia zaczyna robić porządki. I zamiast się obawiać tego, powinniśmy sobie pogratulować, bo to znaczy, że praca energetyczna ruszyła.
I to są takie fajne momenty, kiedy moi studenci czasami przerażeni opowiadają, co się wydarzyło, a ja skaczę z radości, bo wiem, że odebrali ten sygnał i ruszyło i że teraz będzie już tylko lepiej. A oni patrzą na mnie, jak na wariatkę, bo oni są przerażeni, a ja się cieszę.
Dlatego jeśli na tym etapie coś takiego Ci się przytrafi, nie uciekaj. Wręcz przeciwnie, pogratuluj sobie, że masz kontakt z tą energią.
Na tym etapie mogą być już uwolnienia zablokowanych emocji i wgląd w przekonania. Mogą pojawiać się już obrazy jako podpowiedzi dot. niefajnych przekonań, które mamy w podświadomości.
Jeśli na tym etapie nauczymy się mocno spowalniać nasze fale mózgowe, aby wejść do podświadomości, to takich spotkań z energią będzie coraz więcej. Dlatego dobrze jest wiedzieć, co może się wtedy wydarzyć i jak z tym pracować, aby odłączyć te zablokowane emocje w ciele i przetransformować niefajne przekonania w podświadomości.
Czy wg mnie trzeba się tego pozbyć? Tych zablokowanych emocji i niewspierających nas przekonań. Z mojego doświadczenia wiem, że tak. I patrząc na moich klientów i ich drogę, to też tak, potwierdzają to. Z toną smutku i toną lęku, które odczuwałam na co dzień bez powodu, nie podskoczyłabym do np. wibracji obfitości.
I frustrowałam się, gdy słyszałam jak Joe Dispenza mówił w medytacji prowadzonej: poczuj wzniosłe emocje, a ja czułam tylko lęk i smutek. I nie byłam w stanie wykrzesać z siebie wzniosłych emocji jak miłość, radość, wdzięczność czy chociaż spokój.
Musiałam najpierw zrobić porządki w środku, by potem móc latać wyżej. To trochę tak wyglądało, że musiałam najpierw wyjść z ciemnej nory mentalnej na powierzchnię, robiąc te porządki, odgruzowując się, by potem móc zainstalować się na wysokiej wibracji.
I tu dochodzimy do poziomu 3, grubego czyszczenia.
POZIOM 3. MEDYTOWANIE, BY ZROBIĆ PORZĄDKI W PODŚWIADOMOŚCI I KREOWAĆ POŻĄDANĄ MATERIĘ
To dla mnie poziom wyższy, ale nie najwyższy, na którym gadamy z tą energią. To tego uczę na moich kursach. Bo z tą energią gada się non stop, potem już nie tylko w medytacji.
To poziom, kiedy znamy sporo teorii i wiemy, jak to wykorzystać w praktyce. Wiemy, jak dostać się do podświadomości, jak połączyć się z czarnością, czyli polem kwantowym i jak rozmawiać z tą energią, by pomagałą nam przetransformować to, co nie służy nam, a siedzi nam w umyśle i ciele.
To etap, kiedy podczas medytacji dostajemy non stop obrazy, sceny z przeszłości, gdy doszło do powstania przekonania i jesteśmy w stanie rozmawiać z tą energia, by pomogła nam uwolnić się od tego przekonania. Rozumiemy wtedy, co się w naszym życiu podziało, że dane przekonanie powstało i co dzieje się z nami na poziomie umysłu, mózgu, ciała i serca, gdy dochodzi w nas do transformacji.
To też taki etap, kiedy energia robi sporo zamieszania w naszym ciele, a my jej na to pozwalamy, ufając, że wie, co robi i przy jej pomocy uwolnienie traum będzie nie tylko skuteczne, ale i bezpieczne.
To etap, kiedy mamy świetny z nią kontakt, rozmawiamy z nią często, pytając o podpowiedzi, nie tylko dot. sprzątania nagromadzonych dziadów mentalnych w nas, ale też energia wspiera nas w kreowaniu życia, którego chce. To ona nam podpowiada, co zrobić, to ona przez intuicję, serce, dziwne zbiegi okoliczności mocno gada z nami, a my znając jej język, wiemy, jak wyłapywać te znaki i pozwalamy, by nas prowadziły jak gps. To też etap, kiedy mamy już w sobie dużo zaufania, wydarzyło się u nas już tyle, że jest dla nas naturalne, że jest coś więcej niż to, czego doświadczają zmysły zewnętrzne.
Im bardziej zaawansowani jesteśmy, tym te rozmowy są szybsze, głębsze i nawet z otwartymi oczami. Medytowanie to był trening, ćwiczenie, uczenie się metody. Celem jest gadanie z energią w ciągu dnia w każdej chwili. Na takim etapie nam zależy.
I jestem szczerze zszokowana, jakie postępy mają moi studenci, uczestnicy moich kursów. Wielu z nich po kilku miesiącach (a niektórzy nawet po kilku tygodniach!) rzetelnej pracy, gadają z tą energią. Gdy tylko coś im wybija np. jakaś emocja albo odkrywają w ciągu dnia, że mają kolejne przekonanie albo chcą się czegoś dowiedzieć, od razu idą do środka, pytają się swojego wewnętrznego chata GPT, czyli tej energii i dostają odpowiedzi.
Szokujące, jak szybko się tego nauczyli i jak świetnie im idzie. Jak pięknie zmieniają swoje życie, jak czują się coraz lepiej, jak coraz lepiej siebie znają. Ale w sumie to nie powinnam się dziwić sobie, choć wciąż to robię. Bo wielu technik i zrozumienia, jak to działa nauczyła mnie góra.
Powtarzam moim studentom, że to jest jak nauka języka obcego, że to wymaga czasu i praktyki. I widzę, że Ci, którzy mocno w to poszli, regularnie praktykowali medytowanie i rozmawianie, ale też wykonali porządki w podświadomości, dziś mają świetne efekty, nie tylko podczas rozmów z tą energią, ale też w swoim zewnętrznym życiu.
Ale to jeszcze nie koniec. Bo widzę jeszcze 1 poziom.
POZIOM 4. ŻYCIE WIELOWYMIAROWE. NOWY STYL ŻYCIA
Im bardziej jesteśmy zaawansowani w tej praktyce, także z otwartymi oczami, staje się to dla nas stylem życia. Nie wyobrażamy sobie dnia bez rozmów z tą energią, naszym wewnętrznym pomocnikiem. Mamy kontakt z innymi mieszkańcami tego wielowymiarowego świata, umiemy ich rozróżniać. Widzimy i doświadczamy więcej.
Na tym etapie nasze zmysły wewnętrzne węchu i smaku też już są aktywne. Bo widzenie, słyszenie i czucie pojawią się jako pierwsze z tego, co obserwuję u moich studentów, a wcześniej u siebie. Smak i węch od środka to już wyższa szkoła jazdy wg mnie. Niesamowite doświadczenie powąchać coś czy posmakować czegoś, czego nie ma w trójwymiarowej rzeczywistości.
Te aktywowanie wewnętrznych zmysłów jest wg mnie ważne, by móc pełniej doświadczać wyższego wymiaru i tego, co oferuje. Wg mnie to też nasza tajna broń, tarcza obronna przed także niefajnymi doświadczeniami, które czają się wyżej, ale jak jesteś w stanie je np. wywąchać, to wiesz, jak się z nimi obchodzić. Dla mnie aktywowanie tych umiejętności u mnie było szokujące.
Dziś, gdy niewiele się dzieje w czarności, wręcz jestem zawiedziona. To tak jakby ktoś wyłączył mi dostęp do części mnie, do części mojego poszerzonego świata.
Bo doświadczanie na tej planecie tylko trzeciego wymiaru jest ciekawe i ekscytujące, ale gdy nauczymy się doświadczać tego, co wyżej przygotował dla nas wszechu, to jest dopiero jazda bez trzymanki. Polecam każdemu tam zajrzeć. Świat, w którym żyjemy, ma nam do zaoferowania dużo więcej niż to, co na tej planecie.
Na tym czwartym poziomie już wiemy, że inaczej nie da się żyć, że to jedyna słuszna droga, że życie jest lustrem naszej świadomości, że niczego poza nią nie ma. Że wszystko, czego pragniemy jest już w nas, a jeżeli chcemy mieć to w 3D, to musi najpierw powstać w polu kwantowym, za pomocą naszej wyobraźni.
To poziom, kiedy mamy kontakt z innymi, niewidocznymi dla większości. Przynajmniej na razie. Bo ilu nowych przyjaciół można poznać tam wyżej. Ilu starych znajomych można ponownie spotkać. Ile się dowiedzieć o sobie. Fascynujące. Gdy moi studenci dochodzą do momentu, gdy nauczyli się rozmawiać z energią, po fazie szoku, że to faktycznie działa i ze tak można i że wie o nas wszystko, pytają się mnie, czy jest jakiś dzienny limity medytowania. Bo to wciąga, gdy widzisz, że masz dostęp do wszechwiedzącej siły, która chętnie Ci pomoże. Tylko musisz nauczyć się jej języka.
Mi w tym pomogło bardzo medytowanie. Bo jaki jest cel tej medytacyjnej praktyki? Dla mnie to dojście w tym ćwiczeniu do takiego poziomu, gdy z otwartymi oczami dostrzegasz to, co do tej pozy było dostępne tylko z zamkniętymi. Gdy możesz z energią gadać w każdej sytuacji, nawet gdy jesteś w szumie centrum handlowego. Gdy przyjaciele na górze przychodzą Ci z pomocą, gdy masz oczy otwarte i choć nie zawsze wszystkich widzisz, to można ich wtedy chociaż poczuć.
To dla mnie życie wielowymiarowe. Tak naturalne, jak to w trójwymiarowej rzeczywistości. Wtedy chyba jest koniec. Nie wiem, czy można więcej. Jak to ustalę na sobie, dam znać. Ja jestem na etapie doświadczania wielu tych wymienionych elementów z otwartymi oczami, choć jeszcze nie wszystkiego, co bym chciała. Wciąż nad tym pracuję.
Takie poziomy widzę. Dajcie znać, na którym jesteście, czego doświadczacie.
A jeśli chcecie spróbować wejść na wyższy poziom lub w ogóle zacząć, to dajcie znać, jak mogę Wam w tym pomóc. Kontakt od mnie jest tutaj. A szczegóły dot. moich kursów online z programowania umysłu i praktyki medytacyjnej są tutaj.
Sprawdź też media społecznościowe bloga Klucz do podświadomości:
• Facebook
• Instagram
• You Tube
• LinkedIn
zdjęcie: freepik