Dziękuję Wam za wszystkie życzenia urodzinowe i pytania, które przesłaliście z okazji AMA, czyli ask me anything. Akcji, którą zorganizowałam z okazji 5. urodzin mojej firemki bee DIFFERENT. Tort był pyszny, plany na kolejny rok zrobione, teraz chwila na odpowiedzi. Zaczynajmy więc!
Karolina:
Ja: Dziękuję Karolina za miłe słowa. Trudne pytanie zadałaś. Wybieram mit o tym, że komunikacji wewnętrznej nie da się zmierzyć. Wciąż zdarza mi się słyszeć, że „ta komunikacja jest taka miękka”. Skończmy z tym. Miękka to może być podusia. Są metody i narzędzia, które pozwalają zmierzyć to, czym się zajmujemy. Są badania, są statystyki.
Problem polega na tym, że osoby zajmujące się komunikacją wewnętrzną nie mają takiego nawyku, by mierzyć to, co tworzą. Musimy – ja to się ładnie teraz mówi w internetach – zmienić mindset, jeśli chcemy profesjonalnie wykonywać ten zawód i jeśli chcemy być postrzegani jako profesjonaliści. A chcemy prawa? Mierznie powinno być obowiązkowe.
Zastanówcie się teraz przez chwilę, jak wglądałyby Wasze rozmowy z zarządem czy nawet innymi zespołami w firmie, gdybyście mierzyli efekty tego, co robicie. Zupełnie inny poziom dyskusji. Jak by Was wtedy traktowali? Wiem, że takie pomiary nie są proste, czasami wymagają funduszy, czasu i energii. Ale mierzenie komunikacji jest możliwie, nawet zmiany postaw, która jest przecież kwintesencją naszych działań. Do roboty!
Kasia: Teraz nie, bo jest pandemia, ale w zeszłym roku widziałam na Insta, że sporo podróżowałaś. Jak łączysz to z pracą? Na etacie też tyle podróżowałaś? Ja też tak chcę!
Ja: Bożesz, jak mi brakuje podróży…. Wam też? Cierpię bardzo! Majówkę miałam spędzić w Korei Pd. Chlip, chlip. Na etacie miałam ograniczone dni urlopu i ograniczony budżet. Tzn. teraz też jest ograniczony, ale jest większy, bo zarabiam więcej. Faktycznie w ostatnim czasie dużo podróżowałam, od Australii po USA.
Jeśli jadę na krótko, np. tydzień, to raczej nie biorę ze sobą komputera. Staram się do czasu od czasu zerkać do skrzynki @ i odpisywać na Wasze wiadomości, aby nie mieć dużych zaległości. Materiały na bloga i do mediów społecznościowych przygotowuję wtedy wcześniej, aby były już gotowe do publikacji, a jeśli to możliwe, to planuję automatyczną publikację.
Jeśli wybywam z Polski na dłużej, jak np. do Australii na kilka tygodni, to biorę ze sobą komputer i pracuję stamtąd. Ale nie 8 h dziennie od 9 do 17. Raczej z doskoku, gdy mam na to przestrzeń – zazwyczaj rano i wieczorami albo przemieszczając się pociągiem czy samolotem. I w ogóle nie przeszkadza mi taka forma spędzania wakacji. Wolę, aby były dłuższe, ale z zaglądaniem od czasu do czasu do komputera, aby pchać firmę do przodu.
Plusem posiadania własnej firmy jest to, że można pracować o dowolnej porze z dowolnego miejsca. Oczywiście jeśli rodzaj biznesu na to pozwala. I mi to bardzo odpowiada, że mogę kończyć raport, siedząc w mieszkaniu w Sydney, pisać wpis na bloga w pociągu do Londynu, czy wysyłać do Was formularz zapisu na szkolenie z lotniska w Katarze. To autentyczne historie.
Oczywiście super byłoby móc pozwolić sobie mentalnie i finansowo na to, by zamknąć wszystko i wyjechać na długie tygodnie daleko na wakacje bez przejmowania się, co tam słychać na firmowym fejsie, koncie bankowym i w skrzynce @. Gdybym mogła sobie na to pozwolić, na pewno bym tak zrobiła. Niestety we własnej firmie nie przewidziano płatnego urlopu, chyba, że sama sobie go wypłacę.
Na koniec zdradzę Wam, że zamierzam wygrać w totka, więc jeśli któregoś dnia zniknę nagle, zamykając wszystko, to wiedźcie, że wygrałam i osiadłam gdzieś w Australii lub Portugalii. ;D I mam takie widoki na co dzień w portugalskim Algarve lub ten drugi za blokiem w Sydney (naprawdę miałam tak za blokiem!).
Agnieszka: Cześć Maja, mam pytanie, czy Ty w swojej firmie ogarniasz wszystko sama, czy też masz osoby, które Tobie pomagają?
Ja: Ogarniam wszystko sama. Tzn. nie siedzi obok mnie zespół, na który deleguję zadania. Jakieś 2 lata temu, po wielu miesiącach bicia się z myślami, czy zakładać zespół (+ wynajmować biuro, podchodzić do tematu pensji dla pracowników itp.) czy może jednak zostać jednoosobową firmą i odmawiać klientom, których było więcej niż byłam w stanie obsłużyć, podjęłam decyzję, że stawiam na wolność. Może kiedyś mi się to zmieni, ale na razie działam sama. Tzn. mam do pomocy firmy, takie jak studio graficzne, biuro księgowe, firmę programistyczną do strony www czy tłumacza, który robi proofreading moich tekstów na bloga po angielsku, ale to wszystko.
A czy ogarniam, to mam wątpliwości. ;) Czasami zadań jest tak dużo – nie tylko tych merytorycznych, projektowych, że jest naprawdę ciężko to wszystko ogarnąć. Są dni, kiedy nie włączam telefonu. Wybaczcie. Prowadzenie firmy to nie tylko ciekawe projekty i miłe spotkania z Wami, ale też sporo kwestii administracyjnych, czyli papierkowych, umowy, negocjacje, pamiętanie o tak wielu drobnych kwestiach, rozumienie podstaw księgowych i prawnych.
Do tego dochodzi mój dodatkowy klient, jakim jest blog i jego promocja oraz ważna kwestia – poszerzanie mojej wiedzy, aby mieć, czym dzielić się z Wami. Dużo. Czasami za dużo. Ale na szczęście wciąż lubię to, co robię.
Sylwia: Dlaczego zdecydowałaś się zrezygnować z etatu? Jakie były Twoje początki w swojej firmie i co byś doradziła komuś kto rozważa podobną drogę :)
Ja: Zrezygnowałam, ponieważ męczyłam się trochę na etacie. Spędzałam w biurze najlepsze godziny dnia. Zdarzało się, że musiałam siedzieć do g. 17, mimo że nie miałam już nic do roboty albo pisać, gdy nie miałam akurat weny. Pracuję bardzo szybko, myślę, że jestem mocno poukładana i zaradna, dlatego takie przestoje były dla mnie męczące. Poza tym pracując na etacie, nawet jeśli ma się sporą wolność na danym stanowisku, to wciąż jednak trzeba się wpasować w obowiązujące ramy, co też niekoniecznie mi się podobało. Również osoby w moim otoczeniu podsuwały mi takie rozwiązanie.
A jakie były początki? Zainteresowanych odsyłam do wpisu z 2018 r. z okazji 3. urodzin firmy, gdzie dokładnie je opisałam. Nie było różowo. Miałam otworzyć firmę z kolegą i tuż przed startem wszystko się posypało. Zostałam sama. Miałam też okazję przez jakiś czas pracować na pół etatu i drugą część mogłam poświęcić na rozkręcanie firmy.
Wpis jest tutaj: Jak zostać konsultantem komunikacji wewnętrznej?
Gdybym miała dziś dać jedną radę osobie zaczynającej swój biznes, to byłaby prosta, ale brutalna: załóż firmę i ciężko pracuj, choć bardziej pasuje mi tu brzydkie słowo z przyprawą. Nie chcę zniechęcać Was, ale to nie są wakacje, choć teraz, gdy piszę ten wpis, siedzę na słonecznym balkonie, popijając kawę, tuż przed nią wróciłam od mechanika, do którego wyskoczyłam w ciągu dnia.
To duża odpowiedzialność, to konieczność podejmowania non stop decyzji, często ryzykownych. Ale też duża satysfakcja, gdy odnosisz sukcesy. Pamiętacie tylko, żeby je sobie wcześniej zdefiniować i nie patrzeć na sukcesy innych. Oni mogą mieć inną definicję sukcesu.
Gosia:
Ja: Gosiu, Ciebie również odsyłam do wpisu powyżej (jest też tutaj). A tu dodam jeszcze, że ostatni rok przyniósł kolejne lekcje. Postanowiłam np., że nie będę współpracować z ciężkimi firmami. Niestety zdarzają się ludzie, którzy od pierwszego maila czy telefonu zachowują się dziwnie i nieprofesjonalnie. I w tym roku 2 firmom powiedziałam „nie, dziękuję, nie jestem zainteresowana współpracą”. To nie jest proste odmawiać, tym bardziej, że gdy prowadzisz własną firmę, nigdy nie wiesz, czy przyjdzie kolejny klient, i to jeszcze w czasie pandemii. Ale czasami zachowania ludzi są tak dziwne i niefajne, że wiem, że jeśli powiem „tak” takiej współpracy, zrobię to wbrew swoim zasadom i wartościom i będę się męczyć miesiącami. Bardzo jestem ciekawa, gdzie takie podejście mnie zaprowadzi. Mam nadzieję, że nie do powiatowego urzędu pracy. ;)
A wątpliwości, o które pytasz, były, są i chyba zawsze będą, jeśli prowadzi się własną firmę. Gdy wybuchła pandemia moja głowa pełna była od myśli (pewnie mieli je wszyscy przedsiębiorcy) w stylu: i co teraz? czy w tym trudnym czasie ktoś będzie chciał korzystać z takich usług? czy firmy będą miały środki na projekty i szkolenia? może jednak etat byłby lepszy?
Ale pokazaliście mi, że niepotrzebnie się martwiłam. Od marca, od wybuchu pandemii w Polsce non stop pracuję, inaczej, ale wciąż mam ręce pełne pracy, za co Wam dziękuję.
Aktualnie analizuję (czytaj: martwię się), czy inwestycja, którą realizuję w firmę, przyniesie zysk czy utopię pieniądze (nie pierwszy raz zresztą!) i czy podołam wyzwaniom, które sobie stworzyłam, a które mają zmienić kierunek, w którym zmierzam z firmą.
Miało być krótko, a znowu wyszło jak zwykle. Jeszcze raz dziękuję Wam za pytania i że tu jesteście. Do zobaczenia!
Pozdrawiam
Maja
******
Sprawdźcie też:
• Facebooka bloga @blogkwok, LinkedIn (zapraszam do sieci kontaktów) i na Twittera @maja_biernacka
• szkolenia otwarte z komunikacji wewnętrznej (także online)
• newsletter – zapisz się tutaj i odbierz bezpłatnego ebooka